Google

wtorek, 28 sierpnia 2007

Koniec szpitala ?



Miejscowi tubylcy po mału przywykną, że do szpitala będziemy musieli się udać do Białej Podlaskiej, Lubartowa bądź Parczewa, kiedy organizm nasz odmówi posłuszeństwa. Natomiast światowych radzyniaków ogarnie przerażenie. Wyjechali na te dwa, trzy lata, a tu takie zmiany. Szok murowany. Przyjeżdżają na swoje stare włości, z wypchanymi portfelami, pełni nadziei że podleczą skołatane ciężką pracą swoje zdrowie, a tu co? Wisi wielka kłóda, znajomi lekarze na zasiłkach dla bezrobotnych, pielęgniarki gdzieś po szweckich lasach poziomki zbierają. A wszystko przez to, że lekarze przecenili swoją wartość. Przeciętny Radzyniak, pracujący tu na miejscu, zarabia średnio 1200zł. I to on swoimi podatkami tworzy fundusz płac także dla lekarzy. Lekarz, osoba zdaje się wykształcona, a nie może pojąć, że jest tylko tyle pieniędzy, ile ci podatnicy zapłacą. Płaca lekarza więc nie ma najmniejszego powodu, aby odbiegała (szczególnie w górę) od miejscowej średniej. Normalnie - solidarność z pacjentem i byłoby mi wstyd za pierdzenie w stołek brać więcej niż społeczeństwo na to stać dawać.

Drogi lekarzu, jeżeli chcesz więcej zarabiać, zadbaj najpierw, aby ci co Ciebie utrzymują też więcej zarabiali. Strajkuj w imię solidarności z marnie opłacanymi pracownikami sklepów wielkopowierzchniowych, strajkuj aby więcej płacono tym co zamiatają Twoje miasto. Pomyśl o głodowych pensjach w zakładach krawieckich, mleczarniach, transporcie. Jeżeli ci ludzie więcej zarobią, to i dla was będzie więcej.

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Przenosimy policję


Już tylko kilka miesięcy do ważnej daty, w życiu naszej miejscowej policji. Po wielu latach starań, a potem w miarę szybkiej budowie, powstaje nowa Komenda Powiatowa Policji w Radzyniu Podlaskim.
Nareszcie policjanci uzyskaja warunki pracy z prawdziwego zdarzenia, a my mieszkańcy będziemy mieli szansę przesiedzieć na "dołku" w przyzwoitych warunkach. Na początek wypadnie go zaliczyć z typowo ludzkiej ciekawości.
Ale tak bez żartów. Sam budynek cudów nie zdziała. Do pracy policji potrzebny jest też nowy jakościowo sprzęt łączności, szybkie pojazdy i wyszkoleni ludzie. Ciekawi mnie, a artykuł o tym nie wspomiona, czy będą nowe etaty. Czy będą nowe szybkie pojazdy. Czy bedą może w końcu kamery w ważnych miejscach Radzynia! Cały artykuł można przeczytać w Dzienniku Wschodnim z 27 sierpnia 2007r.

Znowu pociągu gwizd na stacji w Kownatkach



Sentymentalny pociąg znowu na trasie Lublin - Łuków. W minioną niedzielę 26 sierpnia, spragnieni przygody mieszkańcy Lublina i okolic, wyruszyli w podróż pociągiem, nieczynną od kilku lat linią kolejową łączącą Lublin z Łukowem. W Kownatkach koło Radzynia Podlaskiego, odbył się piknik. Wiecej szczegółów w Dzienniku Wschodnim z dnia 27-08-2007r.

Impreza warta kontynuowania. Przynajmniej do czasu uruchomienia stałego połączenia kolejowego na tej trasie. Mam nadzieję, że starości powiatów, przez których włości przebiega ta trasa kolejowa, w końcu coś zrobią. Przydałby się chociaż autobus szynowy tak ze 4 razy dziennie. Chętni napewno by się znaleźli, przynajmniej w piatki, soboty i niedziele, a moze jeszcze i w poniedziałek rano. Mam na myśli setki studentów udających się z tych okolic na wykłady do Lublina.

sobota, 25 sierpnia 2007

Strefa zamieszkała




Radzyńska motoryzacja rozpoczęła się, tak na poważnie, od samochodu SYRENA. Był to pojazd westchnień wszystkich, którzy chcieli mieć pod tyłkiem trochę więcej niż dwa koła. Jej poprzednik, Warszawa, był pojazdem raczej nie dla przeciętnej kieszeni. Dopiero Syrena spowodowała "eksplozję!" motoryzacji. Było ich w Radzyniu chyba z 10szt, no góra 15. Królowały na naszych miejskich autostradach. Tłok był taki, że jak mi dziadek opowiadał, kiedy po pijanemu usnął na dzisiejszym rondzie na Placu Wolności, to leżał aż wytrzeźwiał. Nikt go nie rozjechał. Dzisiaj w dobie naszych miejskich rajdowców, głowę bym dał, że już po godzinie zasłużonego odpoczynku, coś by mu obcięło. Dlaczego o tym piszę! Od pewnego czasu obserwuję zajadłą polemikę zwolenników i przeciwników wynalazku motoryzacji, pod nazwą motocykl. Na początek pragnę zaznaczyć, że nie jestem ich ani zwolennikiem, ani przeciwnikiem. Traktuję je na równi z innymi pojazdami poruszającymi się po radzyńskich drogach.


Chyba wszyscy jednogłośnie przyznadzą, że od czasu Syrenki, jakość i przepustowość ulic w naszym mieście, praktycznie się nie zmieniła. Ulice, którymi 40 lat (i więcej) poruszało się jednocześnie w tym samym momencie 2-3 pojazdy, dzisiaj muszą przyjąć około 100-150 pojazdów. Postęp zastraszający i tym właśnie bardziej wywołujący emocje przeciwników lubiących ciszę i spokój, a także czyste powietrze. Jestem jednym z tych, którzy z chęcią wygonili by cały ruch zmotoryzowany po za granice miasta. Miasto nasze jest tak małe i zwarte, że wszędzie można na czas zdążyć piechotą, a od biedy - rowerem. Połowa obecnych kierowców jeździ po Radzyniu wyłącznie po to, bo chce tą właśnie kupą złomu, podnieść swój prestiż w oczach sąsiadów, dziewczyn, kochanek, czy złudne bufonowe poglądy urzędasa, że do pracy to tylko samochodem. Niech chamstwo wie, że to urzędnik do pracy przyjechał. Dwukołowi szaleńcy natomiast, imponują chyba już tylko sobie na wzajem, bo reszta mieszkańców wymownie puka się we własne czoła, dając w zrozumiały sposób, co o nich myślą. Ja natomiast o wszystkich myślę identycznie. O tych co jeżdżą, przynajmniej w granicach miasta zgodnie z przepisami, uważam za normalnych współużytkowników miejskich dróg, szanujących życie i zdrowie pieszych, rowerzystów i innych kierowców. Natomiast wszystkich pozostałych, zarówno w samochodach, jak i motocyklach, karałbym z pełną surowością. Burmistrz miasta Łukowa, od kilku dni wprowadził na pewnym obszarze miasta znakiem D- 40 , strefę zamieszkania.

Jaki tego skutek? Na tym terenie wolno poruszać się pojazdami z prędkością maksymalnie 20 km/godzinę. Czy robi tym krzywdę kierowcom? Nie! Bo przy tak niewielkich miastach, to czas dotarcia do celu podróży, wydłuży się o 2-3 minuty. Ratuje natomiast zdrowie lub nawet życie nie jednemu przechodniowi, czy też kierowcy.
Uważam posunięcie burmistrza miasta Łuków za trafione w dziesiątkę. Nasze miasto powinno pójść tym samym śladem. Poprawi się bezpieczeństwo w mieście, skończą się utarczki pomiędzy kierowcami i przechodniami, kto tu ważniejszy. Skończą się bezkarne wyścigi po ulicach miasta. Za złamanie przepisu o strefie zamieszkałej, będzie można utracić prawo jazdy na całe życie.

czwartek, 23 sierpnia 2007

Jesteśmy całkiem z tyłu


Każdy urzędas, zawsze winę widzi gdzie indziej, nigdy przy własnej dupie. Niezbędne są nowe ustawy (30!) - twierdzi Jerzy Kułak, starosta powiatowy. W przeciwnym razie nie tylko kąpieliska nie będzie, ale i z basenem przyjdzie się pożegnać, można tak zrozumieć jego wypowiedź.
Panie Kułak, czy mam to interpretować, że tylko przez to że przypadkiem wpadliśmy w objęcia Unii, mamy jakieś szanse na basen? W przeciwnym razie czekała by nas albo miednica z deszczówką lub wycieczka do Firleja? To są typowe brednie wymyślone dla zatuszowania niedowładu wszystkich urzędów jakie były na terenie miasta od 1945 roku, aby za daleko nie sięgać pamięcią. Żadnej władzy w mieście nigdy nie zależało na tym, aby w mieście powstał basen oraz kąpielisko miejskie. Piszę basen i kąpielisko, bo tylko człowiek którego kontakt z wodą kończy i zaczyna się w łazience, nie widzi różnicy w sposobie korzystania z tych dwóch przybytków natury. Nie da się zastapić basenu kąpieliskiem i kąpieliska basenem! Mówi pan o 14 mln zł. To radosna twórczość urzędnika. Dla urzędnika im więcej, tym lepiej, wiecie chyba dlaczego. Tyle miałoby kosztować doprowadzenie do użytku obecnego zalewu, aby było zgodne z przepisami. A wystarczy zmienić przepisy, przecież urzędnik wszystko potrafi i może!
Ale do rzeczy. Brednie o jakichś domenach samorządu, gminy, że powiat to nie, że senapid też nie, jakieś bakterie, że on jest niepotrzebny, że jakieś straszne koszty utrzymania kapieliska!
"Dlatego wspólnie z miastem jesteśmy inwestorem krytej pływalni"
- to co? inwestycja pod nazwą zalew nie jest domeną powiatu, ale pod nazwą basen jest! Proszę to wyjaśnić, jaka jest tu różnica prawna?
- to, co? koszt budowy i późniejszej ekspolatacji basenu jest mniejszy, niż zalewu?
- to co? miasta posiadające baseny, nie posiadają zalewów i odwrotnie ?
- to co? wszystkie oczka wodne dopuszczone w naszym kraju jako kąpieliska, (np. Firlej), mają wykonany drenaż w nowej technologi przepuszczalności? Nikt nigdy Firleja nie wypompowywał, aby coś tam znaleźć, a ponoć bywały czasy, że po większych wiosennych rozstopach z pobliskiego cmentarza nieboszczyki "surfing" uprawiali.
Olbrzymia cyfra, 14 mln zł, jest senną marą któregoś nawiedzonego urzędnika. Nie wynika ona z żadnych studiów nad tematem zalewu, a jest jedynie twórczością z za biurka, znudzonego urzędnika.
"Gospodarka z polityką zdecydowanie powinna iść w parze" - jeżeli Pan panie J.Kułak wierzy w te słowa, to jest pan jednym z ostatnich dinozaurów, który nie rozumie że im mniej polityki w gospodarce, tym więcej później pieniędzy, chociażby na utrzymanie stad kompletnie wtedy zbędnych urzędników.

sobota, 18 sierpnia 2007

AMBITNE PLANY


Jak na początku swojego felietonu, pan Andrzej Kotyła zaznaczył, w bieżącym roku odbędą się XXIV już "Dni Karola Lipińskiego". Prawie że okrągła rocznica. I co z niej wynika? Wynika jedno. Do tej pory nie było ambitnych planów. Bo i czym jako miasto, jako Towarzystwo Muzyczne, jako szkoła muzyczna, możemy się pochwalić w propagowaniu osoby i muzyki Karola Lipińskiego? Jak na te 24 lata, to osiągnięcia są symboliczne. Nawet własnej strony internetowej ta impreza się jeszcze nie dorobiła!
Ambitne plany:
Medal: A ilu ludzi taki medal jest wstanie ujrzeć na własne oczy lub skojarzyć go sobie z Radzyniem, i Karolem Lipińskim?
Malarstwo: Ilu ludzi w Polsce, ba nawet w województwie lubelskim, zna wybitnego radzyńskiego malarza, Marka Leszczyńskiego? No i co on ma ambitnie propagować związanego z Karolem Lipińskim tak, że świat muzyczny natychmiast będzie to kojarzył w zamierzonym kierunku przez Towarzystwo Muzyczne?
Suplement:Dlaczego tylko suplement? Czy już nikt, nic nie ma więcej do dopowiedzenia niż na temat ostatnich pięciu lat?
Pomnik: Bardzo miła inicjatywa. Lokalizacja jego przed Pałacem Potockich, na wszech miar słuszna, ale już wzmianka o Oranżerii, chyba jest żartem! No chyba że pomysłodawcy chcą aby był w miarę często obsikiwany, a o innych pomysłach nie wspomnę. Widocznie członkom Towarzystwa Muzycznego, nie jest dane zbyt często w godzinach późno wieczorowych przebywać w przybytku, Parkiem Miejskim zwanym!
Dobrze się jednak dzieje, że wogóle coś się dzieje! Dobrze że ma być pomnik. Zawsze to coś cieplejszego w odbiorze, niż baba z karabinem!
Dobrze, że mają ochotę zwitać w nasze progi artyści z całego świata. Przez te 24 lata nawet spora grupa się ich przewinęła i jeszcze przewinie. Dobrze że jest jakaś promocja miasta. Szkoda tylko, że ta promocja przebiega wyłącznie na zasadzie plotek. Przyjeżdża artysta (dajmy na to z Kolumbii), daje wspaniały koncert, jest szalenie miło przyjęty przez publiczność, i co dalej? Chce się gość u siebie w kraju pochwalić, innych kolegów zachęcić przyjazdem do Polski, do Radzynia. Opowiada, opowiada, koledzy z zapartym tchem go słuchają. Potem chcą zweryfikować te nowiny i za cholerę nic ciekawego nie potrafią znajeźć w internecie. Przestają mu wierzyć, bo jakim cudem może być tak, że tak słynna impreza, a w internecie głucho?
Wydaje mi się, że jak na ambicje, to to wszystko stanowczo za mało.

piątek, 17 sierpnia 2007

Co się zmieniło przez dwa lata?


Rozmawialiśmy z Panem Szczepanem Skomrą - Prezesem Spółdzielczej Mleczarni SPOMLEK w Radzyniu Podlaskim
02.04.2005
Panie Prezesie, czym wyróżnia się S.M.SPOMLEK wśród innych spółdzielni mleczarskich czy mleczarni?
Szczepan Skomra: Podobnie jak o jakości wina decyduje nie tylko producent, lecz szczep winorośli charakterystyczny dla danego regionu i gleby w określonych warunkach środowiskowych, tak ta sama reguła dotyczy serów dojrzewających.
Naszym atutem jest najlepsze mleko produkowane przez udziałowców, właścicieli SPOMLEKu.
Najbardziej rozpoznawalny polski ser RADAMER, najdoskonalszy produkt SPOMLEKu jest produktem charakterystycznym dla regionu w którym powstał. Województwo lubelskie w północnej części, to region wschodniej Polski charakteryzujący się ekologicznymi naturalnymi warunkami produkcji mleka, mięsa wołowego, co jest uwarunkowane słabymi glebami, zminimalizowanym nawożeniem, niskim uprzemysłowieniem, nowoczesnością przetwórstwa i zarządzania jakością oraz zdrowotnością produktów potwierdzoną stosownymi certyfikatami.
Jak wygląda współpraca S.M.SPOMLEK z dostawcami mleka?
Szczepan Skomra: SPOMLEK w swoim codziennym działaniu jest wierny zasadom spółdzielczym, które zostały ustalone i leżą u podstaw działalności Spółdzielczej Mleczarni SPOMLEK z okresu jej założenia czyli od ponad 30 lat. W myśl zasady solidarności i samopomocy spółdzielczej. Dziś do Spomlek dostarcza 3 tys. gospodarstw a średnia wydajność mleczna podwoiła się dzięki nowatorskiej współpracy wydziału surowcowego i służby weterynaryjnej z producentami. SPOMLEK udziela wieloletniej pomocy w zakupie jałowic hodowlanych z Niemiec i Holandii, corocznie do rolników trafia ich blisko 1500 szt. SPOMLEK udziela na ten zakup swoim członkom 3 letnich pożyczek bezprocentowych. Pozwoliło to na szybkie przeobrażenie gospodarstw średnich w duże, a małych w średnie.
Panie Prezesie, proszę powiedzieć, jaką politykę prowadzi S.M.SPOMLEK, które kierunki eksportu preferuje?
Szczepan Skomra: Nasze położenie przy wschodniej granicy Polski, narzuca jednoznacznie kierunki naszej współpracy i eksportu. W 1998 r. uzyskaliśmy GOST Standard Rosji, w 1999 dopuszczeni zostaliśmy do eksportu na rynek UE. W późniejszych latach certyfikowaliśmy nasz zakład i nasze wyroby na Ukrainie, Białorusi i USA
Już wcześniej eksportowaliśmy do Japonii, Korei i na Tajwan. Znany jest nam rynek Stanów Zjednoczonych i Kanady ale podobnie jak kraje UE konfitur szukaliśmy na wschodzie.
W ubiegłym roku ponad 32 % naszej produkcji wysłaliśmy na eksport. Również w ubiegłym roku nabyliśmy uprawnienia do subwencji eksportowych poza Unię w wysokości 2,5 mln zł.
Nasz program działania w zakresie zdobywania rynków zbytu za granicami kraju opiera się przede wszystkim na założeniu, że głęboka modernizacja polskiego mleczarstwa nie pozwoli nam na osiągnięcie godziwych cen na rynku wewnętrznym.
Rozpoczęliśmy go od trzech podstawowych działań: budowy marki produktu, udziału w targach i likwidacji pośredników w eksporcie.
W lutym odbyły się targi PRODEXPO w Moskwie. S.M.SPOMLEK była na nich obecna. Jak zdaniem Pana Prezesa wypadliście? Czy możecie się Państwo pochwalić jakimś sukcesem?
Szczepan Skomra: W lutym br. byliśmy obecni na targach PRODEXPO w Moskwie, gdzie cały świat prezentuje swoje wyroby rolno-spożywcze, by podtrzymać markę naszego produktu sera RADAMER i firmy. W targach wzięło udział ponad 1500 firm z 46 krajów, w tym z Polski 50.
Z ubolewaniem stwierdziliśmy, że oprócz Pana Marka Ociepki – Radcy Ministra Wydziału Ekonomiczno-Handlowego Ambasady RP w Moskwie nie przybył nikt z Polski, żaden przedstawiciel resortu i służb mogących pomóc polskim firmom w ułatwianiu dostępu do tego rynku.
To rodzi pierwszy z generalnych wniosków dotyczących przyczyn załamania eksportu: - grzech zaniechania.
Drugi to puszenie się i nadymanie policzków w związku z umacnianiem się złotówki. Największe potęgi gospodarcze świata USA, UE dążą do obniżenia kursu swoich walut by być konkurencyjnym na rynkach eksportowych i pobudzić gospodarkę.
Polska Rada Polityki Pieniężnej z uporem maniaka żyłuje polską gospodarkę, producentów-eksporterów, rolników, dostawców surowców. Wszystkie proste rezerwy zostały wyczerpane. Spadek kursu dolara z 4,95 do 2,99 wchłonął wszystkie rezerwy, zjadł zysk i nie pozwala na proste odtworzenie. Weszliśmy w fazę długotrwałego kryzysu z którego zwycięsko wyjdzie jedynie NBP.
Utrzymywanie dużej złotówki, powoduje również obniżenie realnych dochodów rolników w związku z WPR.
Od jak dawna jesteście obecni Państwo na rynkach zagranicznych?
Szczepan Skomra: Od zawsze ale SPOMLEK od ponad 10 lat aktywnie uczestniczy w próbie budowy rynku na swoje produkty na wschodzie, własnym wysiłkiem finansowym rozpoczęliśmy rozpoznanie rynku od corocznego udziału w targach PRODEXPO w Moskwie, a przed pięciu laty w WORLD FOOD. Zawiązane tam kontakty pozwoliły także na zdobycie odbiorców w USA, Kanadzie, Izraelu i Ukrainie.
Co dwa lata jesteśmy obecni na targach SIAL w Paryżu i ANUGA w Kolonii oraz corocznie na GRUNE WOCHE w Berlinie.
Udział w targach pozwala nam na rozpoznanie gustów klientów na tych rynkach, ich wymagań w zakresie certyfikacji wyrobów, wyboru opakowań oraz ciągłe unowocześnianie produktów. Klienci z Rosji są bardzo wymagającymi odbiorcami, to konkurencja z największymi potentatami produkcji mleczarskiej w świecie, zmusza nas by sprostać ich wymaganiom. W naszym zakładzie gościliśmy największe rosyjskie firmy mleczarskie m.in: Wimm-Bill-Dann, Danon Moskwa. Jesteśmy zawsze otwarci na współpracę, w każdym zakresie.
O sposobie naszego podejścia do klientów może świadczyć fakt, że ser RADAMER zdobył złoty medal na WORLD FOOD w 2004 roku a srebrny medal targów PRODEXPO w 2003 roku.
O tym wszystkim wiedzą nasi kontrahenci, to buduje zaufanie do nas i do marki naszego sera RADAMER. Pracujemy nad wprowadzeniem na rynek nowych serów Bursztyn i Stary Olęder o wydłużonym półrocznym okresie dojrzewania.
Na targach PRODEXPO 2005 w Moskwie laureatem międzynarodowego konkursu „Najlepszy produkt – 2005 roku” została Spółdzielcza Mleczarnia SPOMLEK za ser STARY OLĘDER, w lutym również otrzymaliśmy wyróżnienie POLISH EXPORT REVIEW „Kryształowy Globus” za przebój eksportowy 2004, ser RADAMER.
S.M. SPOMLEK może eksportować swoje produkty do Rosji. Znaleźliście się Państwo na słynnej liście zakładów, które zostały dopuszczone na rynek rosyjski. Przewidywaliście Państwo, że tak będzie?
Szczepan Skomra: Jesteśmy jedyną polską mleczarnią, która realizując swój własny program eksportowy weszła na rynek rosyjski, stworzyła od podstaw powszechnie rozpoznawalną markę sera RADAMER, jak również produktu pochodnego, serwatkę w proszku.
Byliśmy obecni w każdym supermarkecie Moskwy i w siedemnastu regionach Rosji.
Po blisko czterech miesiącach oczekiwania, od dnia 4 listopada 2004 roku, została podana lista polskich zakładów dopuszczonych na rynek rosyjski. Spomlek znalazł się na liście, co warunkuje wznowienie eksportu do Rosji. Informacja ta napawa optymizmem ale nie zapominamy o skutkach zatrzymania.
To beneficjenci WPR z pozostałych krajów UE mieli możliwość na początku tego roku uzyskania najwyższych subwencji na rynek rosyjski, pozbycia się polskiej konkurencji na tym rynku, jak również obniżenia cen na naszym rynku wewnętrznym. Nam pozostało ponadto ponieść straty wynikające z zabezpieczeń za niezrealizowanie pozwoleń wywozowych z ubiegłego roku.
Dziękuję za rozmowę Z Panem Szczepanem Skomra - Prezesem Spółdzielczej Mleczarni SPOMLEK w Radzyniu Podlaskim rozmawiała Magdalena Rogalska

Nasze śmietniki



LOKALIZACJA ŚMIETNIKÓW
Można powiedzieć, ze zmiany obyczajowe sięgnęły śmietników. Tych zamykanych jest coraz więcej. Są na klucze, kłódki, kody, a nawet na pilota w ogrodzonych osiedlach. W całej Polsce trwa akcja przebudowy śmietników na starych blokowiskach. I bardzo dobrze, że i tu kultura trafiła pod strzechy.
Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z 12 kwietnia 2002 r. - Dz.U. Nr 75, poz. 690. reguluje kwestie odległości pomiędzy kontenerem na śmieci a budynkiem mieszkalnym (art. 22-25).

odległość śmietnika od drzwi i okien budynków powinna wynosić 10 m,
odległość od sąsiedniej działki - 3 m - i ile śmietniki nie stykają się ze sobą,
inwestor powinien wyodrębnić miejsce na gromadzenie odpadów stałych i ich segregację (art. 22),
dojście do śmietnika powinno być utwardzone,
dostęp do śmietnika blokowego powinny mieć osoby niepełnosprawne.

CZYSZCZENIE POJEMNIKÓW
Nie ma przepisów regulujących kwestie mycia pojemników na śmieci - dlatego SANEPID nie interweniuje w tych sprawach. Inspektorzy sanepidu nie mogą karać zarządców, bo nie zajmują się kontrolą sanitarną śmietników. Za czystość kubłów odpowiada zarządca.
Tak wygląda prawo. A jakie jest życie?
Należy przyznać zarządcom osiedli, że w tej sprawie w ostatnich latach zrobiono wiele. Estetyka i funkcjonalność naszych śmietników wyraźnie się poprawiła. Myślę, że to też zasługa użytkowników. Dlaczego więc poruszam ten temat. Mamy upalne lato. Powoduje to natychmiastowe procesy gnilne w pojemnikach. Odór nawet z pustego pojemnika czasami jest ogromny. Szczególnie daje się to odczuć, nie wiem dlaczego, w godzinach nocnych. Nasze osiedla posiadają gęstą zabudowę, co sprawia że nie wszystkie śmietniki są ustawione w odległościach wskazanych przez przepisy. Tego nie da się zmienić. Można jednak je dezynfekować. Nie wiem, czy się to czyni, i jak często, ale biorąc temat na zapach, to mam wątpliwości czy zarządcom na tym zależy, kiedy to w myśl prawa nikt za to nie odpowiada.

czwartek, 16 sierpnia 2007






Chciałem państwu zaprezentować kilka zdjęć przedstawiających nasze miasto. Zostały one wykonane przez pewnego anonimowego turystę, jadącego autobusem PKS na trasie Lublin-Białystok, i umieszczone na http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=395910&highlight=lubelszczyzna


Chciałem przy okazji zwrócić uwagę na http://www.skyscrapercity.com/ Jest to forum, na który wpisało się już kilkadziesiąt tysięcy turystów z całego świata. Znakomita większość z nich prezentuje swoje zdjęcia wykonane w najspanialszych zakątkach naszego globu. Polecam, warte przejrzenia.










Większą ilość scen z życia naszego miasta oraz zdjęć prezentujących nasze zabytki, zobaczymy wchodząc na wcześniej podaną przez zemnie stronę. Godne polecenia.

Remont perły


14 sierpnia 2007 - DZIENNIK WSCHODNI
Perła Radzynia nabierze blasku. Osiemnastowieczny pałac - chluba Radzynia Podlaskiego - potrzebuje remontu. W te wakacje miasto zajęło się najpilniejszymi sprawami:izolacją fundamentów i piwnic. Prace powoli zbliżają się do końca.- Nie było na co czekać. Tynk na wysokości parteru był w opłakanym stanie, fundamenty także. Za rok zniszczenia byłyby nieporównywalnie większe - uważa Grzegorz Dąbrowski, kierownik budowy. Koszty remontu to ponad 440 tys. zł. Większość, bo 350 tys. zł, pokryła dotacja z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Resztę wygospodarowało miasto.Budowlańcy weszli na pałacowy dziedziniec w czerwcu. Zdążyli zabezpieczyć przed wilgocią część fundamentów, położyli także fragmenty nowego tynku. - Pogoda dopisuje, więc roboty idą sprawnie. A jak pada, przenosimy się do piwnicy. Najgorsze prace już chyba za nami. Teraz to już z górki - twierdzi Dąbrowski. Jego ekipa musi jeszcze dokończyć utwardzanie murów, zasypać wykopy i ułożyć kostkę brukową przy głównej części budynku. Prace maja się zakończyć pod koniec września.
Zespół pałacowo-parkowy w Radzyniu Podlaskim jest jedną z najpiękniejszych rezydencji magnackich w Polsce. Został ukształtowany ostatecznie w latach 1750-1795 dla gen. artylerii litewskiej, marszałka Trybunału Koronnego Eustachego Potockiego oraz jego małżonki Marii z Kątskich Potockiej. Obecnie w pałacu mieści się m.in. Sąd Rejonowy, szkoła muzyczna, biblioteka.
- Z dotrzymaniem terminu nie będzie najmniejszego problemu - zapewnia Stanisław Karpiński, zastępca naczelnika Wydziału Rozwoju Gospodarczego Urzędu Miasta. I dodaje, że władze Radzynia Podlaskiego myślą już o kolejnych remontach. Pałacowi przydałyby się przede wszystkim porządne elewacje i utwardzenie dziedzińca, ale i odrestaurowanie kamiennych rzeźb oraz kutej bramy. To plany inwestycyjne na lata. Pochłoną miliony złotych, dlatego miasto będzie je realizować stopniowo. Zacznie od elewacji. - Zamierzamy wystąpić o środki unijne. Najpierw musimy jednak opracować dokumentację, przygotować projekt - tłumaczy Karpiński. - Ale w naszym regionie brakuje projektantów. Nikt się nie zgłasza. Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli nawiązać kontakt z kimś z Warszawy, albo nawet ze Śląska.
Monika Fajge-Sołtan

wtorek, 14 sierpnia 2007

Początek końca?


Wylano już wiaderko łez nad grą naszych kopaczy w ostatnich dwóch meczach, więc nie byłem skłonny poruszać tego tematu wcale. Jednak, kiedy przeczytałem humoreskę Adama Świcia zamieszczoną w tygodniku WSPÓLNOTA, uznałem go za wspaniały komentarz, co do poczynań naszych chłopców na boisku. Nic dodać, nic ująć!

Na boisko wybiegło jedenastu zdrowych (tak przynajmniej się wydawało) chłopów, porządnie ogolonych, zadbane majtochy na zgrabnych tyłeczkach, buciki wypastowane - tylko do Pallazzo na taniec przy rurze przeciwnika ośmieszyć.

Nikt się jednak z miejscowych nie spodziewał, że to z nami zatańczą Rock and Rolla,

i to w sposób jakiego w najlepszym teatrze dramatycznym by nie wymyślono. Siedem straconych bramek na własnym boisku w dwóch kolejnych meczach, to nawet historia tego stadionu nie pamięta. Nawet ta V-to i VI-sto ligowa! Ktoś popełnił błąd. Połączenie młodości z rutyną nie udało się. Albo rutyna jest już za stara, albo młodzież jeszcze za młoda! Albo może jedno i drugie. Mam nadzieję, że włodarze klubu szybko wyciągną wnioski, bo w przeciwnym razie czeka nas droga podobna do tej co w ubiegłym sezonie przeszła AVIA i HETMAN też pokosztował. Zastanawiam się tak przy okazji, jak na tą grę zareagują sponsorzy! Jak zareaguje nasz burmistrz!



Czy przypadkiem, nie stanie się to wymówką na odłożenie w czasie budowy nowych trybun! Już między zdaniami, wyczuwa się skłonność burmistrza, a w zasadzie całej Rady Miasta, na wycofanie się z finansowania tej inwestycji. Tylko odpowiednia gra piłkarzy, jest skłonna wytrącić argument że nie ma dla kogo tego robić. Tak sobie nową trybunę wyobraża admin oficjalnej strony Orląt-Spomlek Radzyń Podlaski
Miejmy nadzieję, że to atrakcyjne dzieło powstanie, i nikt nie powie że było zbyteczne.
Tragedii ciąg dalszy. W środę 15 sierpnia Orlęta-Spomlek poniosły następną porażkę. Tym razem w meczu wyjazdowym 0:3 z drużyną Hetmana Zamość po chwilami grze całkiem beznadziejnej.





poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Wredne skrzyżowanie

Tak właśnie wygląda miasteczko Radzyń Podlaski. Najczęściej opisywanym ostatnio jego miejscem, jest słynne już skrzyżowanie ulicy Warszawskiej z Kocką. Dla przestrogi naszych kierowców i pieszych, na planie miasta, zaznaczyłem to trefne miejsce.
A tak przy okazji, zaznaczyłem też (na niebiesko) drogę gminną z Białki w kierunku Ustrzeszy i dalej do ulicy Wisznickiej.
Po odpowiednim remoncie, może ona stanowić fragment obwodnicy miasta, zamykając go w pełni od strony wschodniej. Jest to też spory skrót omijający kompletnie miasto. Wydaje mi się, że pomysł warty przynajmniej przedyskutowania.

piątek, 10 sierpnia 2007

Trochę wspomnień

Witam ponownie. Chciałbym przedstawić państwu kilka zdjęć z okresu II-giej wojny światowej oraz bezpośrednio po wyzwoleniu. Na zdjęciach widzimy nasz miejscowy zabytek, jakim jest Pałac Potockich. Pierwsze zdjęcie przedstawia widok na "Żelazną Bramę" z Grobli Paradnej. Nad zamkiem powiewa niemiecka flaga ze swastyką Po prawej stronie w połaci dachu mozna zauważyć okrągłe okienko, które w póżniejszym czasie podczas remontu zlikwidowano.




Drugie zdjęcie przedstawia już wewnętrzny dziedziniec pałacu. Nad pałacem wyraźnie widać flagę ze swastyką.
Jak widać, dziedziniec nie przedstawiał swoim wyglądem większej atrakcji. Typowe podwórko rozjeżdżone przez samochody wojskowe. W tle widać samochód osobowy, widocznie pojazd jakiegoś tajniaka, lub policji.








Prawdopodobnie rok 1945 . Widzimy zgliszcza głównego północnego skrzydła pałacu, widok od strony parku. Wypalone wnętrze, spalony dach. Nie wiem, czy w takim stanie zostawili go uciekający Niemcy, czy też spłonął w trakcie wyzwalania miasta. Mam nadzieję, że ktoś podpowie.






No i właśnie szczegół o którym wspominałem na początku. Widzimy odbudowany dach pałacu, ale już bez okienek (świetlików). Trudno mi określić rok wykonania tego zdjęcia. Dowiedziałem się jedynie, że przedstawia ono grupę Żydów udającą się na wygnanie z Polski, chociaż nie jestem tego do końca pewny. W tle po prawej stronie, stoją jeszcze tymczasowe baraki ekipy budowlanej.




środa, 8 sierpnia 2007

WSPÓLNOTA TO NASZE MIASTO

WSPÓLNOTA - nazwa która zastępuje furę słów. Pod tą nazwą kryje się też jeden z naszych miejscowych tygodników, prezentujący między innymi problemy mieszkańców także naszego miasta, z tak zwaną władzą. W ostatnim swoim wydaniu, Wspólnota, poruszyła kilka ciekawych spraw bardzo charakterystycznych dla małomiasteczkowych społeczności, a także czasami tylko nieudolności miejscowych urzędników.

Najbardziej, tak na początek, wzruszyła mnie troska Urzędu Miasta o tablicę informacyjną, umieszczoną przed klasowym zabytkiem, jakim jest pałac Potockich w Radzyniu Podlaskim. Panie burmistrzu, a jakie do cholery to są koszty? Dziesiątki, aby nie powiedzieć - setki, miejscowych przedsiębiorców wywiesza swoje szyldy, czasami nawet kilkukrotnie większe, i robi to za własne pieniądze nie patrząc na koszty. To są symboliczne koszty w budżecie. Ona jest warta 200-300 zł! (jedna-dwie premie nienależnie przyznane dla niekompetentnych urzędników), a jeżeli planuje pan wydać więcej, to znaczy jest pan rozrzutny i niegospodarny.







Miałem tylko wzmiankę w tym temacie umieścić, ale gdy przeczytałem stopkę informującą, że niejaki pan Szynkaruk się obrazi, gdy jego słowa ulegną skróceniu, lub nie będą przekazane dosłownie, postanowiłem nic nie zmieniać, za co redakcję Wspólnoty przepraszam. Pracownik UW przekonać się stara czytelników Wspólnoty, że wszystko jest ok, i nie wiadomo o co tyle krzyku. Jednak wbrew tej opinii, jest o co krzyczeć. Wysokość stawek czynszowych za lokale winna być
stworzona na podstawie rzetelnej kalkulacji, zawierającej faktyczne wydatki na utrzymanie takiego lokalu, jakie ponosi urząd miasta. Nie może zaś być to lista życzeń spełniająca wyłącznie zachciewajki urzędników. Uważam, że jeżeli miasto nic nie dokłada do utrzymania budynków, a tak wynika z następnego listu, to moralne prawo winno mieć wyłącznie do pobrania podatku od nieruchomości. Natomiast, jeżeli chce brać jakieś pieniądze, to niech remontuje. Najemcy lokali, nie są zaś od utrzymywania stada urzędników z ZGL, do niczego kompletnie im niepotrzebnych.


Takie właśnie zdanie ma jedna z anonimowych czytelniczek Wspólnoty, a jak się też domyślam, użytkowniczka jednego z lokali komunalnych.

Zadam więc to samo pytanie, co ta czytelniczka. Co się dzieje z pieniędzmi uzyskanymi z czynszów od najemców lokali, handlarzy na rynku w środę, handlujących na małym ryneczku przy Gwardii?
Pan Szynkaruk w swojej wypowiedzi przekonywuje że wszystko jest w najlepszym porządku.
Mnie się jednak zdaje, ze to nie jest tak do końca prawdziwe. Szukanie na siłę pieniędzy w kieszeniach najemców, odzwierciedla aż za nadto kondycję ZGLu, albo nawet całego budżetu miasta. Taki sztuczny twór, jakim jest ZGL, spełniający swoją rolę w większych miastach, w naszych skromnych warunkach jest tylko przechowalnią dla pewnych byłych notabli miejskich i workiem bez dna, dla funduszy w niego lokowanych. Przez wiele lat istniało sobie coś takie jak PGKiM (skrótu nie będę rozwijał), i było dobrze, tanio, pod jednym dyrektorem. Potem ktoś komuś musiał stworzyć parę stołków, no i podzielono. Jak? Każdy wie. Zachciało się ZGL-u !

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Ostatnie chwile



12-go sierpnia 2007 roku ruszają rozgrywki III-ciej ligi piłki nożnej grupy czwartej - sezon 2007-2008 . Przypomnijmy, że w swoim dziewiczym ubiegłym sezonie, 2006-2007, piłkarze Orląt-Spomlek Radzyń Podlaski, zajęli czwarte miejsce. Wszyscy kibice liczą przynajmniej na powtórzenie ubiegłorocznego miejsca. Pierwszym gościem, jakiego będziemy podejmować na naszym boisku, będą piłkarze Wisłoki Dębica. Dla przypomnienia, w ubiegłym roku wygraliśmy z nimi u siebie 2:0, aby potem w rewanżu przegrać na ich boisku 0:1 Mam nadzieję, że piłkarze sprawią spragnionym piłki kibicom trochę radości.

Zanim jednak dojdzie do tego spotkania, już 8 sierpnia, na naszym stadionie, piłkarze spotkają się z drużyną Startu Otwock. Jest to zespół IV-tej ligi mazowieckiej, a zwycięzca tego meczu będzie premiowany wejściem do następnej rundy Pucharu Polski. Na zwycięzcę czeka już tam pierwszoligowa Polonia Bytom.

Trudno komentować słowa Artura Dadasiewicza o celach na ten rok, ale pewną nutę smutku dało się odczuć w tym co powiedział. Znowu brakuje nam napastnika. Damian Panek ma ponoć nie grać do końca sezonu. Nie znam przyczyny, zresztą podobnie jak kibice. Damian grał we wszystkich sparingach i nie było widać momentu, który mógł przysporzyć mu kontuzję. Życzymy udanego i szybkiego powrotu do zdrowia.

Kto zagra w ataku na jego pozycji? Nie wiem, ale to raczej już nie moje zmartwienie! Zresztą, jak sugeruje Artur Dadasiewicz, okienko transferowe póki co, jeszcze nie jest zamknięte.

sobota, 4 sierpnia 2007

Nasze WILKOWYJE


"Chłopaki się rozkręcają".
Ci dwaj panowie z prawej strony, a mianowicie Radosław Truszko jako wydawca oraz Piotr Matysiak - redaktor naczelny najmłodszego radzyńskiego tygodnika, dotarli na plan serialu "Ranczo", który jest kręcony w okolicach, bądź co bądź odległych, ale jednak naszego miasteczka.
Serial zdobywa coraz większą popularność, a przy okazji za sprawą reżysera, także nasze miasta. To tu w większości spraw wyjeżdżają mieszkańcy Wilkowyj w sprawach służbowych i prywatnych.
Bardzo fajnie się stało, że wydawcy Radzynianki, zapragnęli zaspokoić ciekawość radzyniaków i przybliżyli tajemnice kręcenia tego serialu. Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewają za zamieszczenie skanu okładki swojego tygodnika na moim blogu. Z góry dziękuję.
Dla porządku przestawiam pozostałych panów ze wspólnego zdjęcia na słynnej ławeczce pod sklepem spożywczym w Wilkowyjach, gdzie można bardzo tanio zakupić miejscowy trunek o nazwie Mamrot. Od lewej ławeczkę okupują: Piotr Pręgowski, Bogdan Kalus, Franciszek Pieczka i Sylwester Maciejewski. Więcej szczegółów o tajemnicach serialu oraz rozmowa z Cezarym Żakiem odtwórcą roli jednocześnie proboszcza i wójta (bracia bliźniacy) w tygodniku Radzynianka. Polecam także stronę http://www.itvp.pl/event/ranczo/
Myślę że wielu radzyniaków po informacji, że szykuje się wątek prasy lokalnej w serialu, będzie z niecierpliwością wpatrywać się w ekran i dumać, który to tygodnik się przy okazji wypromuje lub dostanie kopniaka!

czwartek, 2 sierpnia 2007

Akademia biznesu

http://www.akademiaparp.gov.pl/parp/ Jest to skrót do strony internetowej, którą poleca nasz szanowny Urząd Miasta dla wszystkich, którzy pragną zaznać sławy na głębokiej wodzie, prowadząc własną działalność gospodarczą. Inicjatywa godna poparcia. Urząd pragnie pomóc młodym, zielonym, żyjącym w nieświadomości, że na głębokiej wodzie czasami się tonie. Ta inicjatywa naszych władz ma pozwolić właśnie tym nowicjuszom, przetrwać przez pierwsze najtrudniejsze chwile.
Muszę jednak dolać oliwy do ognia. Nie, żebym miał jakieś pretensje do urzędu! Podkreślam raz jeszcze, inicjatywa wspaniała. Jest tylko jeden mały problem. Ten kurs nauczy początkującego biznesmena wyłącznie, jak szybko i w miarę bezboleśnie zbankrutować. Proszę się nie śmiać, taka jest prawda.
Swego czasu, byłem kiedyś na takim kursie, w opcji stacjonarnej. Dwa tygodnie wykładów za 1400zł netto, w pięknej mazurskiej miejscowości. Na koniec wykładów, kiedy wszystkim już się zdawało że wszystkie rozumy świata pojęli, w przerwie na papierosa - kawę, podchodzi do nas jeden z wykładowców (a był to jeden z lepszych!), i mówi: Te wykłady miały was przygotować do tego, abyście umieli wejść do ZUS, Urzędu Skarbowego. Natomiast jak stamtąd wyjść szczęśliwym, a przynajmniej zadowolonym, to on nam w tym może też pomóc. Zaproponował, że możemy o 2-3 dni przydłużyć wykłady (za przykładowo 500zł) i on poprowadzi nas po kruczkach prawnych, które mogą nam się przydać. Podpowie, jak delikatnie naciągnąć prawo, aby ani ZUS, ani Urząd Skarbowy się nie zorientował. Powie jak i z czym się wchodzi, aby wyjść w humorze z tych urzędów. Nauczy nas poruszania się w bezprawiu. Myślicie, że ktokolwiek wyjechał? Wszyscy jednomyślnie wysłupali po te 500zł, a na koniec jeszcze na porządny prezent się złożyli. Nie znam obecnych losów tych ludzi, i nie wiem, czy w praktyce korzystali z tych rad, ale mogę wam powiedzić jedno. Były to bardzo ciekawe rady, i raczej należałoby być nieodpowiedzialnym za własny los, aby ich w życie nie wprowadzić.
Dlaczego o tym piszę. Nasze prawo jest tak niesamowicie skomplikowane, że ten adept działalności gospodarczej, zanim zaskoczy o co w tym wszystkim chodzi, przeważnie już zdąży wpaść w kłopoty. Dlatego też takie typowe teoretyczne szkolenie chociaż niezbędne, to wszystko mało. Potem powinno być drugie, pod tytułem: Jak kombinować, aby przeżyć.

środa, 1 sierpnia 2007

Koszmar z krainy ZUS




Koszmar z krainy ZUS
Gdyby zapytać, jaka polska instytucja wkurza nas najbardziej, padłoby z pewnością na ZUS
To, co się tam dzieje, przerasta pojęcie człowieka żyjącego beztrosko na Wyspach. Były emigrant zdradza nam, jak po latach życia w UK poległ w walce z polską biurokracją i bezzębną urzędniczką w czapce z lisa!
Rafał spędził pół życia w Wielkiej Brytanii. Do Polski wrócił dwa lata temu. Wcale tego nie chciał, ale firma, w której pracował, otwierała tam swoją pierwszą filię. Szef Anglik słyszał już kiedyś, że najprostsze sprawy załatwia się tam tygodniami, a urzędnicy bywają wszechwładni. Oddelegował więc rdzennego Polaka, licząc że będzie się sprawnie poruszał w tej całej biurokracji. Ale się przeliczył...
Po przyjeździe Rafał musiał się zarejestrować się w ZUS-ie. Po 24 latach nieobecności w ojczyźnie nie było to ani proste, ani przyjemne. W odpowiedzi otrzymał pismo, z którego wynikało, że jego osoba w żadnych kartotekach nie figuruje. Nie pomogły tłumaczenia, formularze, podania. – Przekazałem chyba wszystkie możliwe dane. Nie pomogły nipy, pesele i tym podobne numery. ZUS nadal nie mógł mnie zidentyfikować – rozkłada ręce były emigrant.Bareja wiecznie żywyRafał ostatni raz zetknął się z absurdem w 1983 roku na pokładzie samolotu LOT-u, gdy w stanie wojennym uciekał z Polski. Chciał spróbować ekskluzywnej kuchni. Zamówił sałatkę z krewetek. – Krewetki w niej nie znalazłem. Zjadł ją pewnie kapitan albo reszta załogi – wspomina.Gdy zszedł z pokładu "bombowca", znalazł się w zupełnie innej rzeczywistości. Lepszej i mniej irytującej.Do Polski wrócił w 2005 roku i wtedy po raz pierwszy zetknął się z ZUS-em. Sam mówi, że było to przeżycie traumatyczne. Już dawno zrezygnował z marzeń o polskiej emeryturze. - To przecież idiotyzm liczyć na głodowe kilkaset złotych po kilkudziesięciu latach pracy – śmieje się pogardliwie.Najchętniej zmusiłby swojego pracodawcę (duży, międzynarodowy koncern) do niepłacenia składek. Niestety, tego się zrobić nie da.Ubezpieczenie zdrowotne też Rafała nie interesuje. Jak twierdzi, przez ostatnie 10 lat nie chorował (nie licząc wizyty w ZUS-ie), a gdy idzie do lekarza czy dentysty, to i tak prywatnie, bo nie ma czasu stać w kolejkach.- Po co więc te papiery, dokumenty, druki, skoro i tak nie potrafią mnie zidentyfikować po dwóch latach odprowadzania składek?

Miesiąc temu bohater znów musiał iść do ZUS-u w Słupsku. Tym razem w sprawach służbowych. Wspomina, że czekał 45 minut w kolejce porządnie zirytowanych ludzi, a następnie został łaskawie przyjęty. Za okienkiem siedziała grubawa jejmość w czapce z lisa. Przed sobą miała dwa komputery i niedopitą herbatę. Człowiek z Zachodu nie mógł wyjść z podziwu, jak kobieta mogła wytrzymać w czapce z lisa w gorącym pomieszczeniu, w którym sam najchętniej chodziłby w T-shircie.- Od razu pomyślałem, że może jest to służbowe nakrycie głowy pracowników ZUS-u. Proszę sobie wyobrazić dawnego prezesa Alota w czapce z lisa, przemawiającego z trybuny sejmowej – Rafał nie może powstrzymać się od śmiechu.Sprawy i tak nie załatwił. W końcu musiała to zrobić za niego księgowa, bo miała więcej cierpliwości. I nie mieszkała na Zachodzie, więc potrafi.Grunt to nie przeszkadzaćRafał podkreśla, że nie chce żadnej emerytury w Polsce. - Poradzę sobie sam. Tylko niech mi ZUS nie przeszkadza i bezzębna ze Słupska również.Sugeruje, by przekazać jego pieniądze na jakiś dom dziecka. Najlepiej rodzinny. W państwowym i tak się zmarnują, bo trzeba je odprowadzać na ZUS.Urzędnikom nie pomogły nawet komputery. - Mają ich mnóstwo, sam widziałem. Czemu więc nie mogą czegoś tam znaleźć?Niedawno jechał samochodem z Londynu do Glasgow. To dosyć daleka podróż, mniej więcej tyle co z Zakopanego do Gdańska. Pod koniec podróży zatrzymał go policjant. Podszedł i zagadnął po imieniu: - Hallo Ralf, you are alone such a far and away.W kabinie radiowozu był komputer. Widniało na nim zdjęcie kierowcy, komplet danych osobowych, data ostatniego przeglądu technicznego auta, ubezpieczenie i wiele innych ważnych informacji. Czyżby ZUS miał inne komputery niż brytyjska policja? Zapewne są takie same. Gdzie więc leży problem?- Policja na Wyspach z nich korzysta. A w Słupsku siedzi bezzębna w czapce z lisa – podsumowuje Rafał.
Wszyscy żyjemy (no prawie wszyscy, nie licząc urzędników) nadzieją, że wcześniej czy później ten system zusowski runie. Nikt po nim ani łzy nie uroni, nawet obecni renciści i emeryci. Oni może nawet jako pierwsi wsiądą na spychacze, aby teren po tym świństwie i hańbie narodu wyrównać. ZUS, to największy przekręt na niewinnym społeczeństwie w historii nowożytnej naszego kraju. Pociesza mnie jednak fakt, że przeżyliśmy terror caratu, przeżyliśmy rozbiory, przeżyliśmy Hitlera, Stalina, przeżyjemy i ZUS. Polak nie dał się okupacji komunistów, przeżyje i obecnych socjalistów.