Google

środa, 5 września 2007

Śmierdząca sprawa.

Smród - drażliwa sprawa, szczególnie dla nosa. Ale w tym przypadku dopatrywałbym się także podtekstów. Nie wiem jeszcze jakich, ale przyszłość mam nadzieję wskaże beneficjenta.

Chlewnia, jak sięgam pamięcią, istniała w tym miejscu można nazwać, że od zawsze. Ludziska w około budowali domy, a ulica Kościuszki z typowo wiejskiego traktu, zaczęła przeobrażać się w miejską ulicę, nawet niebrzydką, należy przyznać. Jeszcze niedawno płynął wzdłuż tej ulicy strumyk. Za młynem pana Zaborka biły źródełka, bociany po łące chadzały za zakąską, dzieci bazie wiosną zrywały. Wypisz, wymaluj, Chełmoński i jego "Bociany". Babcia Żurawska pasła swoje ukochane kozy i do upadłego (jako pierwsza) walczyła z panem Piekutowskim o swoje. Uparła się, że chce tu mieszkać, tu umrzeć. Była pierwszą ofiarą cywilizacji jaką zafundował pan Piekutowski tej ulicy. Wygonił ją stąd razem z jej kurami i kozami. Minęło trochę lat, a repatrianci z ulicy Kościuszki mogą znowu pokazać się w innych rejonach naszego miasta. Rozpoczęła się kampania usunięcia ostatnich gospodarzy z tej ulicy. Ponoć komuś przeszkadza smród dochodzący z ich posesji. Wiadomo, świnia też człowiek i od czasu do czasu musi sobie pierdnąć, a że robi przy stole (korycie!), taka jej kultura. Chlewnia, jako składowa gospodarstwa państwa Kaczorowskich, istniała od zarania dziejów i nikogo to nie gorszyło, nawet rodziców pana Piekutowskiego, kiedy on to jeszcze z pieluchą ganiał w tej okolicy. Okoliczni rolnicy, a jest ich nawet dzisiaj tam niemało, kombajny od nich pożyczali, ciągnik na wykopki czy oranie. Współpraca kwitła, i nikt na nikogo nie był obrażony.
Dzisiaj, pan prezes Spółdzielni Młodzieżowej (najwyższa pora nazwę zmienić!!), postanowił z ulicy Kościuszki Marszałkowską zrobić. Osobiście wolę schabowe, nawet ze śmierdzącej chlewni. Współczuję państwu Kaczorowskim, ich ciężkiej brudnej pracy, niedospanych nocy, braku tolerancji przez odległych "miastowych" sąsiadów. Człowiek, który całe życie spędził za biurkiem urzędnika, po za drobnym epizodem kelnera we własnej piwiarni, nigdy nie zrozumie ciężko pracującego na swój chleb rolnika.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Realisto, czy to Twój tekst i Twoje przemyślenia? Jeśli tak to chciałbym Cię trochę oświecić. Piszesz o współczuciu dla tych ludzi ale czy znasz ich osobiście? Nie wiesz może skąd się wzięła sąsiedzka niechęć? Bo zapewniam że chlewnia to nie wszystko w tej sprawie. Ta rodzina to prawdziwe chłopstwo, takie co to "żywemu nie przepuści". Te zatargi z sąsiadami, zazdrość i zawiść, złośliwe stawianie na swoim na zasadzie "nie bo nie!!!" A to co robią w innej części Radzynia stawiając chlewnię pod oknami sąsiada, jakby nie można było chociażby przesunąć jej o kilkadziesiąt metrów. Zapewniam, że miejsca nie brakuje. Może to i są pracowici ludzie, nie zaprzeczam. Zdodni? Nie sądzę. Uczciwi? Bynajmniej. Czy w jakiejkolwiek sprawie biorą pod uwagę sytuację innych mieszkańców? Nigdy! Piszesz, że przez kilkadziesiąt lat smród nikomu nie przeszkadzał. Tak ale to było kiedyś. Kiedyś połowa miasta to byli rolnicy. Krowy i konie trzymało się nawet w centrum, furmanki jeździły po ostrowieckiej, na ulicach konie zostawiały pamiątki swego przejścia. Kiedyś to było normalne. Nie dziwię się ludziom którzy inwestując dorobek życia chcą mieszkać w normalnym otoczeniu, niejednokrotnie na swoje domy pracowali znacznie ciężej niż państwo K.
PS. W żaden sposób nie jestem związany z sąsiadami państwa K. ani nie mieszkam w ich sąsiedztwie. Po prostu znam sprawę z bliska.

realista pisze...

Dzień dobry.
Ja również nie znam braci Kaczyńskich, ani też ich matki. Natomiast bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że ta rodzina działa zgodnie z polskim prawem. To nie oni wybudowali chlew pod oknami obecnych swoich sąsiadów, a wręcz odwrotnie, To sąsiedzi swoimi oknami wleźli pod ich chlew. Należało być naiwnym niepoprawnym optymistą budując się "na wsi", że sąsiedzi przestaną z tej racji być rolnikami. Pretensje należy mieć obecnie do pracownika urzędu, który wyraził zgodę na budowę domów jednorodzinnych niezwiązanych z rolnictwem, w bezpośrednim sąsiedztwie gospodarstwa rolnego. A może jednak wszyscy byli uprzedzeni przez urzędnika, a tylko wygrała naiwność?
Jak sam piszesz, jest to typowe chłopstwo. Według mnie tym ich obrażasz, ale to Twój problem. Nie da się z typowym chłopstwem walczyć paragrafami i strachem. Oni się tego nie boją, oni tego nie rozumieją. Tu jest potrzebny fachowy rozjemca. Dla nich to nie śmierdzi. Dla nich tak właśnie pachną pieniądze. Dla nich jest to jedyny akceptowalny sposób na życie i tego nikt nie jest wstanie zmienić. Likwidując im chlewnię w tym miejscu, miasto musi wybudować im inną w innym miejscu. Musi wybudować im również drugi dom. Chłop musi to wszystko mieć razem, pod ręką. Inaczej on nie umie.
Czy miasto na to stać? Niewierzę.
Dlatego należy się nauczyć z tym żyć.
Mimo wszysto, jednak współczuję zarówno jednym, jak i drugim.
Ludzie są uczuleni na różne zapachy. Już niejednokrotnie słyszałem, że zapach wanilii rozchodzący się z Lidera przeszkadza niektórym mieszkańcom ulicy Partyzantów. Słyszałem, że zapach serwatki też przeszkadza. Oczyszczalnia śmierdzi, wysypisko też nieciekawe. Stolarnie są hałaśliwe, a jest ich kilka w Radzyniu pomiedzy budynkami mieszkalnymi. Na mechaników samochodowych też narzekają. I co począć? Trzeba jakoś żyć.

Anonimowy pisze...

Fachowy rozjemca mówisz, ciekawe. Nie ten typ ludzi. Nie chciałbym za jakiś czas mówić "a nie mówiłem" ale jeżeli ci ludzie nie zmienią swego postępowania to krew się poleje. Nieopodal miejsca w którym budują nową chlewnię jest już jedna należąca oczywiście do innego właściciela. I podobno też śmierdzi. Jednak jak mi wiadomo z tym człowiekiem można się dogadać i na swojej ulicy wrogów nie ma.
Jeżeli uraziłem tych państwa określając ich chłopstwem to bardzo mi miło z tego powodu. Umiem odróżnić rolnika od chłopa. Ten pierwszy może być z wykształcenia nawet fizykiem ale z ziemi żyje traktując ją jak każde inne źródło dochodu. Chłop natomiast to wredne, za przeproszeniem, bydlę, które myślami siedzi jeszcze w głębokiej komunie, myśli że wszystko mu się należy i tylko on jest najważniejszy, aby zrobić na złość sąsiadowi specjalnie nie nasmaruje łańcucha w rowerze, aby tylko dopiec. To człowiek który uważa że tylko jego praca jest zawsze niedoceniana i źle płatna a inni powinni tyrać za grosze żeby tylko jaśnie pan rolnik mógł brać dopłaty i utrzymać się z hodowli trzech świnek i uprawy pięciu hektarów kartofli.

Anonimowy pisze...

Może i masz trochę racji. Są ludzie upierdliwi do tego stopnia, że się nóż w kieszeni sam otwiera. Może i tu należy zastosować tą regółę?

Anonimowy pisze...

pisze się zastosowa tę regułę