Google

środa, 8 sierpnia 2007

WSPÓLNOTA TO NASZE MIASTO

WSPÓLNOTA - nazwa która zastępuje furę słów. Pod tą nazwą kryje się też jeden z naszych miejscowych tygodników, prezentujący między innymi problemy mieszkańców także naszego miasta, z tak zwaną władzą. W ostatnim swoim wydaniu, Wspólnota, poruszyła kilka ciekawych spraw bardzo charakterystycznych dla małomiasteczkowych społeczności, a także czasami tylko nieudolności miejscowych urzędników.

Najbardziej, tak na początek, wzruszyła mnie troska Urzędu Miasta o tablicę informacyjną, umieszczoną przed klasowym zabytkiem, jakim jest pałac Potockich w Radzyniu Podlaskim. Panie burmistrzu, a jakie do cholery to są koszty? Dziesiątki, aby nie powiedzieć - setki, miejscowych przedsiębiorców wywiesza swoje szyldy, czasami nawet kilkukrotnie większe, i robi to za własne pieniądze nie patrząc na koszty. To są symboliczne koszty w budżecie. Ona jest warta 200-300 zł! (jedna-dwie premie nienależnie przyznane dla niekompetentnych urzędników), a jeżeli planuje pan wydać więcej, to znaczy jest pan rozrzutny i niegospodarny.







Miałem tylko wzmiankę w tym temacie umieścić, ale gdy przeczytałem stopkę informującą, że niejaki pan Szynkaruk się obrazi, gdy jego słowa ulegną skróceniu, lub nie będą przekazane dosłownie, postanowiłem nic nie zmieniać, za co redakcję Wspólnoty przepraszam. Pracownik UW przekonać się stara czytelników Wspólnoty, że wszystko jest ok, i nie wiadomo o co tyle krzyku. Jednak wbrew tej opinii, jest o co krzyczeć. Wysokość stawek czynszowych za lokale winna być
stworzona na podstawie rzetelnej kalkulacji, zawierającej faktyczne wydatki na utrzymanie takiego lokalu, jakie ponosi urząd miasta. Nie może zaś być to lista życzeń spełniająca wyłącznie zachciewajki urzędników. Uważam, że jeżeli miasto nic nie dokłada do utrzymania budynków, a tak wynika z następnego listu, to moralne prawo winno mieć wyłącznie do pobrania podatku od nieruchomości. Natomiast, jeżeli chce brać jakieś pieniądze, to niech remontuje. Najemcy lokali, nie są zaś od utrzymywania stada urzędników z ZGL, do niczego kompletnie im niepotrzebnych.


Takie właśnie zdanie ma jedna z anonimowych czytelniczek Wspólnoty, a jak się też domyślam, użytkowniczka jednego z lokali komunalnych.

Zadam więc to samo pytanie, co ta czytelniczka. Co się dzieje z pieniędzmi uzyskanymi z czynszów od najemców lokali, handlarzy na rynku w środę, handlujących na małym ryneczku przy Gwardii?
Pan Szynkaruk w swojej wypowiedzi przekonywuje że wszystko jest w najlepszym porządku.
Mnie się jednak zdaje, ze to nie jest tak do końca prawdziwe. Szukanie na siłę pieniędzy w kieszeniach najemców, odzwierciedla aż za nadto kondycję ZGLu, albo nawet całego budżetu miasta. Taki sztuczny twór, jakim jest ZGL, spełniający swoją rolę w większych miastach, w naszych skromnych warunkach jest tylko przechowalnią dla pewnych byłych notabli miejskich i workiem bez dna, dla funduszy w niego lokowanych. Przez wiele lat istniało sobie coś takie jak PGKiM (skrótu nie będę rozwijał), i było dobrze, tanio, pod jednym dyrektorem. Potem ktoś komuś musiał stworzyć parę stołków, no i podzielono. Jak? Każdy wie. Zachciało się ZGL-u !

Brak komentarzy: